Taka ciekawostka o ukraińskich kolarzach młodocianych. Co prawda nie wpadli na koksie podczas Tour de l'Avenir ubiegłorocznego, ale znaleziono u nich spore dawki koksików i środków maskujących. Mieli wszystko ładnie rozpisane, jak stosować, a przede wszystkim - jak maskować. A to 20-latkowie, którzy w wyścigu w ogóle się nie liczyli. Podczas przesłuchań przyznali się - ci, których aresztowano - że startowali nakoksowani (EPO), a kontrole nic nie wykazywały. Wiadomo też, że metodami chałupniczymi nie można posiąść takiej wiedzy i umiejętności stosowania w ten sposób dopingu, a więc solidny sztab medyczny stał za ich poczynaniami. A podkreślę, to tylko przeciętni orlicy, którzy w wyścigu specjalnie się nie liczyli.
Trudno więc wierzyć w czystość sportu, nie tylko kolarstwa, które przecież jest najbardziej kontrolowaną dyscypliną. Bo prostolinijnie sobie tłumacząc: skoro ci średniacy biorą, a przy podobnym wytrenowaniu - nie nadążają za innymi - to co biorą ci inni? Może to i niezbyt poprawny politycznie tok myślenia, ale chyba coś jest na rzeczy.
Zresztą sport to taki cywilizowany sposób, by dać ujście najbardziej prymitywnym instynktom, przede wszystkim agresji. Tak samo dla sportowców, jak i dla nas, czyli kibiców. Czy więc można się dziwić, że dając upust temu, co leży u podstaw człowieczeństwa, prymitywnym instynktom, wciąga się w nie kolejne ludzkie przypadłości: chęć triumfu za wszelką cenę, wszelkimi środkami. Przecież to ludzkie, a etos uczciwej rywalizacji to raczej taka ściema. Zresztą trudno mi przypuszczać, że rywalizacja najlepszych sportowców nie jest uczciwa. Oni się nie oszukują. A może się mylę
