Bingo

. "Łaziło" za mną to pytanie nie dając mi spokoju, aż w końcu znalazłem właściwy trop.
Jedną z moich krów nazwałem tak jak Lindsey Vonn "ochrzciła" darowane za wygraną cielę, czyli Olimpia i za jej sprawą doznałem olśnienia

.
Myślałem sobie, może Vonn ? Nie ! Miller - też nie. Chwila zastanowienia i mam ! Oczywiście że to musi być
Picabo Street 
, w latach 90-tych moja ulubiona alpejka(oprócz potomkiń Wkingów rzecz jasna), jeżdząca zjazdy jak nikt inny i dająca często prztyczka w nos wielkiej Seizinger. Jej styl był niepowtarzalny, jeżdziła na bardzo rozstawionych nogach co niestey kończyło się często upadkami i poważnymi kontuzjami. Tak było po jej największym sukcesie w karierze, złocie IO w Nagano w supergigancie, gdy na zakończenie sezonu połamała się tak konkretnie że pauzowała 2 lata i już nigdy nie wróciła do dawnej formy.