Roland Garros czas zacząć!!!

Za nami pierwszy dzień zmagań na wielkoszlemowych kortach w Paryżu. Oczywiście za sprawą zawsze przewidywalnych (przewidywalnych do tego stopnia, że jesteśmy pewni sensacji) zawodniczek doszło do dwóch niespodzianek.
Z turniejem pożegnała się Victoria Azarenka (nad czym głęboko ubolewam, bo to jedna z moich ulubienic). Białorusinka, której wskaźnik IQ pokazuje okrągłą cyfrę "0", podczas meczu borykała się z kontuzją, którą pogłębiała konsekwentnie przez ostatnie trzy miesiące grając gdzie tylko popadnie. Gratuluję Vika...Pogromczynią zdolnej Białorusinki jest nie kto inny jak postrach wszelkich faworytek na Wielkich Szlemach Gisela Dulko (Argentynka pokonała już takie tenisowe tuzy jak Kuznetsova, Safina, Janković, Ivanović no i Sharapova).


Druga sensacja, chyba bardziej spektakularna to porażka Marii Jose Martinez Sanchez, zwyciężczyni prestiżowego turnieju w Rzymie. Jej pogromczynią okazała się Uzbeczka Akgul Ammamuradova. Masza gratuluję świetnego meczu, pełnego soczystych skrótów w połowę siatki...
Z turniejem pożegnała się także moja druga ulubienica Anna Czakvetadze. Rosjanka jest w dołku wielkości rowu Mariańskiego i jak widać szybko z niego nie wyjdzie. Na szczęście wygrały Flavia Pennetta i Agnes Szavay

Swoich fanów nie zawiodła także obrończyni tytułu Svetlana Kuznetsova, Venus Williams i faworytka gospodarzy Aravane Rezai (triumfatorka turnieju w Madrycie).
U panów obyło się bez sensacji, choć w niemałych tarapatach był pupil publiczności Jo-Wilfryd Tsonga. Francuz musiał stoczył długi pięciosetowy pojedynek by na końcu w geście triumfu podnieść ręcę do góry.

Niestety jego losu nie podzielili Polacy. Michał Przysiężny nie istniał w pojedynku z Michaiłem Jużnym, który oddał mu zaledwie 5 gemów. Natomiast Łukasz Kubot nie sprostał faworytowi gospodarzy Quannie czym udowodnił, że jego forma pikuje z impetem w dół. Swój mecz wygrał za to ubiegłoroczny finalistka Robin Soderling.

Dzisiaj o 16:00 na kort wyjdzie Agnieszka Radwańska! Naprzód!
