Zann napisał(a):Na początek odniosę się do wypowiedzi nastoletniego damiana940915.Kolego,o szoku można mówić
w przypadku setek osób które każdego dnia dowiadują się o chorobie nowotworowej i uświadamiają sobie,że NFZ nie ma pieniędzy na ratowanie ich życia.Żyjemy w kraju w którym życie tych osób jest kompletnie obojętne i nikogo nie obchodzi.
Użalanie się nad losem saneczkarki która nie może realizować swojej pasji za publiczne pieniądze i na swoich warunkach jest wyjątkowo niesmacznym infantylizmem. To nie związek zapewnia pani Ewelinie warunki do uprawiania sportu tylko ci9 którzy płacą podatki.W konfrontacji pomiędzy chorym krajem"według Ciebie" a panią Staszulonek to żądania Pani saneczkarki są nie na miejscu[chore].
W wypowiedziach pojawia się wyświechtany w takich dyskusjach dogmat o złym związku sportowym i pokrzywdzonym zawodniku.Tak było w poprzednich tego typu sporach tak jest i w tym przypadku.Krytykowanie związku jest już tradycją której nie zamierzam podważać.Niech będzie ,że związek to kwintesencja zła działacze marzą tylko o tym by szkodzić zawodnikom.
Może słowo "szok" było w mojej wypowiedzi trochę wyolbrzymione i napisane pod wpływem chwili. Wynika to jednak z tego, że starałem się obserwować jej karierę i kibicować, bo pani Ewelina od początku kariery szła pod prąd. 8 miejsce przy braku toru w Polsce naprawdę jest ogromnym sukcesem. Zresztą, na igrzyskach w Vancouver punktowane miejsca zajmowali tylko Małysz, Kowalczyk, drużyna skoczków i biatloniści, którzy mimo wszystkich przeszkód mają przynajmniej sponsorów i mają gdzie trenować. Oprócz nich miejsca punktowane zajęły tylko łyżwiarki i właśnie pani Ewelina. Jeśli chodzi o łyżwiarki, to tutaj na forum dałem wyraz niezadowolenia z powodu robienia w przysłowiowe "bambuko" Natalii Czerwonki, jeśli chodzi o stypendium, bo uważam, że sportowcy odnoszący sukcesy, a przede wszystkim robiący postępy muszą otrzymać godne warunki do rozwoju. Pani Ewelina ciągle się rozwija(ła) i na pewno nie spoczęła na laurach, chociaż sezon 2010/11 udany nie był. A jeśli chodzi o finanse, to niestety związek związkowi nierówny i tak niszowe sporty jak saneczkarstwo, bobsleje, czy z dyscyplin letnich wioślarstwo, podnoszenie ciężarów czy gimnastyka i zarządzające nimi związki nigdy nie dostaną takich pieniędzy jak PZPN czy PZPS. Jakoś pieniądze dla siatkarzy na lot biznes klasą do Japonii mogą się znaleźć, na pobyt w dobrym hotelu i własnego kucharza, dla nieodnoszących żadnych sukcesów piłkarzy mogą się znaleźć, a jak widać nie mogą na trenera 8 zawodniczki świata, czy na stypendium dla rezerwowej zawodniczki medalowej drużyny łyżwiarek - przypadek Czerwonki. To nie są fanaberie i jeśli zależy komukolwiek na tym, by Polska zdobywała jak najwięcej medali na olimpiadach, to takie potrzeby, trzeba głęboko rozważyć i akceptować, jak lot wspomnianych siatkarzy, a dla budżetu państwa nie są to duże pieniądze. Ja płacąc podatki (na razie z racji wieku tylko pośrednie) wolałbym przeznaczyć je rozwój u takich osób jak pani Ewelina, łyżwiarki czy biathloniści, ale tez na leczenie wspomnianych przez Ciebie osób z nowotworem, niż na darmozjadów na wysokich szczeblach urzędów, ZUS-u, NFZ-u czy działaczy PZPN-u, którzy nawet orła potrafią wywalić z koszulki, byle tylko się wzbogacić

i piłkarzy, którzy szybko sukcesów nie osiągną. Może opinie w tej sprawie wyciągam zbyt pochopnie, bo całej prawdy nikt na razie nie ujawnił, ale już nie raz ambitni sportowcy byli oszukiwani i nie spełniało się ich niewygórowanych żądań, bez których nie można normalnie funkcjonować w sporcie. Tutaj chyba mamy ten sam przypadek. A przecież związek sportowy jest (przynajmniej w teorii) po to, by pomagać zawodnikowi w rozwoju, a nie w przedwczesnym kończeniu kariery. A indywidualny system szkolenia, jak widać na przykładzie Kowalczyk, potrafi czynić cuda. A pasje jeśli chodzi o sport, to można realizować w gimnazjum. Pani Ewelina zaś jak wielu innych sportowców osiągających dobre wyniki, chce i ma prawo zarabiać na chleb poprzez ten zawód. Bo sportowiec, to też zawód i jak u lekarza czy stolarza, za dobrze wykonaną prace, powinien otrzymywać płacę. Tylko, że jak wcześniej pisałem pani Ewelina wybrała do tego drogę pod prąd. Zamiast grać w siatkę, kosza czy ręczną, gdzie przy takich wynikach grałaby w dobrym klubie i otrzymywała pensję, pozwalającą się utrzymać, wybrała inaczej. Tylko, jak widać, to się nie opłacało, a jej wyników nie doceniał prawie nikt, albo inaczej, nikt tym się nie interesował. Gdyby było inaczej, na pewno nie podjęłaby takiej decyzji, po tych wszystkich ciężkich treningach i milionach otarć. Mam wrażenie, że jednak wszyscy mają w dup**, że jest w Polsce jakaś tam saneczkarka, która pomimo przeszkód takich jak brak toru, potrafiła postawić na próbę uczynienia zawodu ze swojej pasji. I każdy ma w dup**, że potrafi wygrywać z Włoszkami, Austriaczkami czy Szwajcarkami, które mają gdzie trenować i najprawdopodobniej mają za co i z kim trenować. Takim myśleniem, to Polska jeszcze długo nie będzie w sporcie nawiązywała do sukcesów z lat 60 czy 70, gdzie jak wiadomo Polacy byli w czubie medalowej tabeli na olimpiadach letnich. A jednostki takie jak Małysz, Kowalczyk, Jędrzejczak, czy Korzeniowski nie mogą świadczyć dobrze o sile polskiego sportu w XXI wieku. Swoją drogą Małysz i Kowalczyk, to przypadki podobne, to przypadku pani Staszulonek, tylko, że oni mieli więcej szczęścia ...
Czekam na dalszy rozwój sprawy, bo na razie wiemy mało.