Oho! Widzę, że i na to forum dotarła ta sławna sprawa morderstwa, która poruszyła mnie z racji tego, że pochodzę z Białej Podlaskiej (miasto obok Rakowisk
), co więcej Zuzanna M. ps. Maria chodziła przez ostatnie 3 miesiące do tego samego liceum, które ja nie tak dawno kończyłem, a do którego została zresztą przeniesiona po tym, jak petycje o jej usunięciu z poprzedniej szkoły podpisała cała klasa, którą dzieliła i skłócała.
Nie mam zamiaru dyskutować tu, czy kara śmierci jest czymś, co powinno być stosowane czy nie. Nikt i nic nie przekona mnie, że zabijanie człowieka w państwie, w którym izolacja więźnia jest możliwa i skutecznie odseparowuje go od społeczeństwa, jest czymś dobrym, poprawnym moralnie, etycznie i w zgodzie z religią chrześcijańską.
Chcę wejść w tą dyskusję z dwóch powodów. Po pierwsze poruszyły mnie słowa o tym, że resocjalizacja w XXI wieku zasługuje na kpinę. Czy oby na pewno? To, że miliony ludzi nie jest w stanie nic zmienić w swoim życiu nie dowodzi o tym, że resocjalizacja to błąd. Błędne mogą za to być jej formy i ludzie, którzy się za nią biorą, nie mówiąc już o tym, że nikt nie jest w stanie przemienić czegoś, czego więzień tak naprawdę sam nie chce (czyżby argument za karą śmierci? - postaram się zaraz dowieźć, że może niekoniecznie). Co jednak z tymi, którzy wychodząc z więzienia zmieniają swoje życie. Dotyczy to zarówno drobnych złodziei jak i morderców, tych, którzy bardziej zrobili krzywdę sobie i tym, którzy wyrządzali krzywdę u innych. (Ot, wygooglujcie sobie takie nazwisko jak Piotr Stępniak). Czy takie osoby też mogą mówić, że to kogo spotkały podczas pobytu w więzieniu, to w jaki sposób ten czas wpłynął na zmianę zachodzącą w ich procesie myślenia, systemie wartości, był czasem, który nie wniósł nic w ich życie, był kpiną?
Brak chęci zmiany w życiu przecież nie bierze się znikąd. Może wynikać albo z błędnego przystosowania się do życia, braku odpowiednich wzorców, braku czerpania z tego, co dobre i moralnie poprawne, bądź też braku dostrzeżenia sensu w czynieniu tego dobra i życia według zasad moralnych w zestawieniu z pieniądzem. I tu jest chyba rola właściwego dostrzeżenia problemu i właściwej pracy z więźniami. Do tego potrzeba chęci psychologów i wszystkich osób pracujących z więźniem. Jednak powiedzieć dobremu więziennego psychologowi, że resocjalizacja to kpina, to moim zdaniem kpina
Chociaż do tego potrzeba też odpowiedniego systemu więziennictwa i szeregu innych pierdół, które skutecznie zapewnią pracę z więźniem, a na których totalnie się nie znam
I tutaj bardzo istotne w tym wszystkim jest to, by więzień potrafił dostrzec, że można żyć inaczej, mimo, że wcześniej samemu żyło się byle jak (znowu odwołanie do niesamowitej pracy Stępniaka). A ile to czasu zajmie? 2 lata, 5 lat, 20 lat, 50 lat? Tego nie wie nikt. Może nie nastąpić to wcale, ale choćby dla pojedynczych przypadków zmiany nastawienia stosowanie kary śmierci jest czymś nieludzkim. Z najgorszego zła po jakimś czasie może wynikać dobro.
I teraz druga sprawa. Jako, że telewizji (poza sportem) praktycznie nie oglądam, nie wiem jak sprawę tych dwoje przedstawiły główne media i na ile podkreślały pewne fakty. Dwie kwestie. Panna M. od 4 lat wychowywała się bez ojca. Wiadomo, że takich ludzi są tysiące, ale myślę, że psycholog powiedziałby, że to bardzo istotny czynnik zwłaszcza w okresie dorastania. I to właśnie był zdaje się (nie przesądzam) taki kluczowy moment w sprawie. Otóż pannie M. coś się w główce poprzestawiało, krótko mówiąc zabrakło jej bardzo ważnego wzorca osobowego. Rzecz podobnie miała się z drugim zabójcą. Co prawda ojciec Kamila żył, ale od jakiegoś czasu pracował poza miejscem zamieszkania. Domyślam się, że widywali się jedynie na weekendy. To jest bolączka i główny problem! Brak czasu dla dzieci, pogoń za pracą, pogoń za karierą. Nie wiem jacy byli rodzice tej dwójki. Być może byli zupełnie inni, ale to są jakieś znaki, które mogą świadczyć o tym, że ta dwójka zatraciła też swoje wartości. Nic nie usprawiedliwia morderstwa, ale każde morderstwo ma jakąś przyczynę. I tutaj będzie właściwa rola resocjalizacji, by tą przyczynę znaleźć i wyeliminować, by ta dwójka mogła żyć normalnie w społeczeństwie (choćby miało to być tylko i aż społeczeństwo więzienne). Może to jednak oni (nawet żyjąc do końca życia w więzieniu) przyczynią się do tego, że ktoś opuści je chociaż trochę mądrzejszy, pełny uczciwych planów, czy po prostu z jakąś życiową radą, dzięki której sprawi komuś radość?
Jednak gdzieś w tej całej sprawie pojawia się, poza problemem ewentualnych wzorców, problem szkolnictwa. Czy normalnym jest, by jedyną receptą na "fochy" licealistki, było wyrzucenie jej ze szkoły przerzucając problem na inną placówkę. Czy temu ma służyć psycholog zatrudniany w szkole, kadra pedagogiczna, by przerzucić to na kogoś innego. Czy naprawdę długo będą w naszych szkołach po cichu przyzwalać na takie akcje jak uprawianie seksu z osobą tej samej płci (kolejna sprawa Zuzanny M.) byleby tylko nie doprowadzić do zatracenia dobrego imienia szkoły (jako jednostki), bo ja tak to widzę. Moim zdaniem to nie jest normalne i to jest chyba najważniejszy i najistotniejszy problem nad którym mądre głowy w tym państwie powinny się pochylić w związku z tą sprawą.
Narty były złe i strzelanie, strzelanie też było złe ...