Jako że ostatnio wywiązała się jakaś tam dyskusja o literaturze, to pozwolę sobie wydobyć temat z otchłani forum, bo fakt, że zarył w samo dno nie świadczy najlepiej o użytkownikach.
U mnie z czytaniem jest trochę jak u niektórych z ciągami pijackimi, tzn. mogę nie czytać pół roku, rok, ale czasem mnie najdzie faza, żeby tę średnią przeczytanych książek przez statystycznego Polaka ociupinkę podnieść i w przez kilkanaście dni - miesiąc połykam kilka - kilkanaście lektur. Potem już jestem nieczytający, czyli wedle współczesnych reguł "normalny".
Ulubione lektury.
Kanon, to Kundera, Remarque, Camus. Po książki tych autorów, czy to są powieści czy eseje sięgam bez obaw, że to będzie strata czasu. Poza tym Nabokov (głównie dla stylu, bo w treści tylko "Lolita" była genialna, reszta zbyt wydumana, artystowska) Llosa Vargas (głównie "Święto kozła", ale "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" też są ok) i Garcia Marquez , Somoza z latynosów (genialna "Klara i półmrok", choć zasadniczo nie trawię sensacji/kryminałów), Bukowski, dawniej Vonnegut (zwłaszcza "Kocia kołyska"), pisarze jednych tytułów jak Bruckner (odkryte dzięki Polańskiemu "Gorzkie gody", Marceau, Coetze ("Hańba"!), Burgess ("Mechaniczna pomarańcza"), Wolkers ("Rachatłukum"), itp. itd.
Miałem swego czasu fazę literatury japońskiej i tu szczególnie polecam książkę, która mną mocno potelepała, a mianowicie "Śpiące piękności" Yasunari Kawabaty (nie wiem, czy dobrze odmieniam) oraz Kenzaburo Oe i powiastkę o wdzięcznym tytule "Zerwać pąki, zabić dzieci"). Aha, jeszcze dość przyciężkawa "Kobieta z wydm" Abe Kobo - takie Kafkowskie klimaty. No i popularny Murakami (poznałem w sieci jego polską tłumaczkę, bardzo miła pani
)
Mam natomiast problem z literaturą rosyjską. Zbyt moralnie poważna, że tak powiem
Może coś współczesnego trzeba byłoby znaleźć, ale jakoś nic nie wpada mi w łapy. No, zapomniałem o Jerofiejewie i genialnym poemacie pijackim "Moskwa - Pietuszki", który też na pewno w moim top 10 ma miejsce.
Z polską literaturą jeszcze gorzej. Dla stylu i lania wody sięgnę czasem po Pilcha, lubię Hłaskę (zwłaszcza "Sowa..."), Tyrmanda, poczytam Stachurę i to by było na tyle.
A ostatnio próbuję zrozumieć fenomen Łelbeka (nie chce mi się sprawdzać, jak się jego nazwisko pisze), pisarza skądinąd słabiutkiego, ale bardzo popularnego przez głoszoną filozofię, sprowadzającą, ogólnie rzecz biorąc, sens życia współczesnego człowieka zachodu do ruchania i / lub brandzlowania się. Przeczytałem "Cząstki elementarne", teraz "Platformę", pierwsza powieść naprawdę mnie, że tak powiem, sponiewierała mentalnie, "Platforma", choć słabsza w przekazie i powtarzająca myśli, też mocno pustoszy. Ogólnie, w nawiązaniu do dyskusji niedawnej, lektura obowiązkowa dla tych, którzy są dumni, w jakich to wspaniałych czasach nam żyć przyszło.
Ze współczesnej dorzucę Pamuka. Zwłaszcza "Śnieg", ale "Nazywam się Czerwień" też mocne.
Jeszcze z tytułów czekających na lekturę, muszę wreszcie przeczytać "Cmentarz w Pradze" Eco, bo podobno nie wszystkim Żydom ta powieść przypadła do gustu