przez Laleczka Chucky » 28 Sie 2020 21:10
„Quiet, please”
Kilka miesięcy temu, zimą pisałem, że zawody z cyklu Pucharu Świata w biathlonie za naszą południową granicą w czeskim Novym Meście odbywają się bez publiczności i do tego nie byłem (pewnie nie tylko ja) się w stanie przyzwyczaić. Jak wiadomo widmo „pustych trybun” dotknęło również mojego kochanego tenisa oraz ogólnie całego światowego sportu (zresztą nie tylko sportu). Biathlonowa widownia podczas rywalizacji, w szczególności, gdy zawodnicy wykonują próby strzeleckie reaguje impulsywnie i jest przy tym bardzo głośna, co jest w zupełności zrozumiałe, nie ma powodów do narzekań, tak mamy od zawsze, że kibice wiwatują dodając kolorytu całej rywalizacji. Pomimo, że biathloniści podczas strzelanie potrzebują ogromnego skupienia, bo bardzo często jedno feralne pudło może przesądzić o olimpijskim złocie, ot przychodzą mi na myśli igrzyska olimpijskiej „Turyn 2006”, gdzie Tomasz Sikora pomylił się w ostatnim dwudziestym strzale podczas biegu masowego i przez to przegrał złoty krążek z Michalem Greisem - podejrzewam, że do tej pory ten jeden chybiony pocisk śni się Sikorze po nocach do dnia dzisiejszego, pomimo, że od IO we Włoszech minęło olaboga! czternaście lat. Na tenisowych kortach, takie zachowanie jak podczas zawodów biathlonowych jest naturalnie wykluczone, nie ma o czy mówić, musi być niemal idealna cisza. Us Open za pasem. W Nowym Jorku nie ujrzymy na widowni żywej duszy, może to i dobrze, ponieważ Ci niesforni amerykańscy kibice robią zawsze dużo zamieszania, przeszkadzając tenisistą. Zdarzało się wiele razy, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, że ktoś podczas niezmiernie ważnej wymiany krzyknął z trybun aut, przez co zdekoncentrował zawodnika lub oklaskiwał błąd, często po pierwszym serwisie, co oczywiście jest zachowanie karygodnym, albo co też ma miejsce przy wietrznej pogodzie, że jakaś torebka wyfrunęła sobie po prostu na kort, bo niezdyscyplinowany kibic pozwolił sobie na chwilę nieuwagi. Te trzy wspomniane przeze mnie przypadki są podstawą tenisowego dekalogu, cisza podczas wymiany, szacunek dla zawodnika, gdy ten nawet popełni prosty błąd - broń Boże nie oklaskiwania jego niepowadzenia, no i jednak trochę samodyscypliny po zjedzeniu frytek czy hamburgera. A więc turniej na Flushing Meadows bez kibiców, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, choć wiadomo, że są zawodnicy, którzy kochają grać pod publiczność i potrzebują tego dodatkowego bodźca. Będą pewnie zwolennicy i przeciwnicy takiej nazwijmy koronawirusowej sytuacji, mam tu na myśli puste trybuny, ale lepszy rydz niż nic.