Kolega Bedrzich nie miał na myśli ostatnich zamachów, bo to inna para kaloszy, ale raczej zamieszki, które w regularnych odstępach we Francji wybuchają i które dotyczą najczęściej imigrantów właśnie z byłych kolonii, którzy zamieszkują ubogie dzielnice miast francuskich. akurat ostatnie zamachy zaciemiają obraz tego jak to wygląda we Francji, bo dotyczą zjawiska terroryzmu, a przecież rozmowa dotyczy imigracji. Powołuję się na przykłady francuskie, bo francuski całkiem nieźle znam, często oglądam TV 5 Monde (a to jest profesjonalny kanał telewizyjny, któremu bliżej jest do BBC niż do polskiej telewizji), czasem staram się czytać prasę francuską, mam znajomych Francuzów itd...
Podsumowując chodzi mi o to, że nie trzeba reagować tak alergicznie reagować na imigrantów. Sami doskonale wiecie, że pośród tej fali są uchodźcy, którzy uciekają przed wojną jak podczepiający się pod tę falę imigranci zarobkowi. Co do przyjmowania uchodźców w ogóle nie widzę żadnego tematu do dyskusji - nie wysłał bym żadnej chrześcijańskiej rodziny z Syrii z powrotem po to, aby ojca rodziny tam zabito, zaś matkę i córkę zgwałcono i sprzedano w niewolę - proste prawda.
Natomiast jeśli chodzi o to, że do uchodźców doczepiają się imigranci zarobkowi, to przecież oni właśnie są tymi, którzy się najszybciej zasymilują. Byleby właśnie mieli pracę i nie byli wyrzuceni poza nawias społeczeństwa - właśnie wykluczenie najszybciej prowadzi do ekstremizmów, których wszyscy się obawiamy.
Mam to szczęście, że mieszkam w dużym normalnym mieście polskim. W mieście, które kiedyś było polskim oknem na świat, więc właśnie odsetek zasymilowanych imigrantów (takich, którzy pojawili się w Polsce 30-40 lat temu) jest stosunkowo duży. W mieście, w którym nie reaguję się na murzyna bądź Araba sensacyjnie i nie podpala się na przykład drzwi mieszkania, w którym mieszka murzyn (casus słynnego już na całą Polskę Białegostoku). Choć obiektywnie muszę przyznać, że zdarzyło się kilka wybryków po fali ostatnich zagranicznych zamachów. Najciekawsze tylko, że uderzyły one w tych Gdańszczan, którzy mieszkają w Polsce po kilkadziesiąt lat i którzy świetnie się w Polsce zadomowili. A byli to najczęściej właśnie imigranci zarobkowi, którzy tutaj zyskali drugą ojczyznę. Wydaje mi się, że podobnie mogło by być także z wieloma tymi, którzy teraz chcieliby u nas zostać. Pod warunkiem wszakże, że chcieli by zostać w Polsce, anie traktowaliby naszego kraju jako przystanku w drodze np. do Niemiec czy Anglii, bo tacy na pewno nie wtopią się w społeczeństwo. Jeśliby więc dokładnie przesiać tę falę, to znalazłoby się miejsce tutaj dla części z nich. Chodzi właśnie o to, aby umieć w tym wypadku skorzystać z dobrych doświadczeń innych i wcielić je przy tej okazji w życie. Niestety najpewniej się to nie uda, bo właśnie temat imigrantów i uchodźców wywołuje u nas ogromne i niezdrowe emocje, które właśnie przeszkadzają tylko w tym, co i tak pewnie nas czeka (i nie chodzi tu wcale o UE, jeśli imigranci będą chcieli się tu dostać, to i tak się dostaną).
Ps. Mój brat jak wyjeżdżał do Niemiec kilka lat temu też jechał za zarobkiem, a jego znajomość niemieckiego sprowadzała się raczej do takiej jak u nieszczęsnego byłego posła Rokity, który jak usłyszał "raus", to myślał, że hitlerowcy mówią