Tak w oczekiwaniu na zawody biathlonowe aby czas szybciej leciał proponuję taką zabawę w porównywanie rekordów Polski do obecnego poziomu lekkiej na świecie. Co można osiągnąć uzyskując wynik na poziomie rekordu Polski w konfrontacji ze współczesnym światem czy Europą. Zacząłem się nad tym zastanawiać jak zapytałem was o najstarsze rekordy Polski i tak sobie pokombinowałem co by to dało jakby teraz ktoś takie wyniki z Polski uzyskiwał.
Najpierw ustaliłem hierarchię wartości tych czterech najstarszych rekordów i co mi wyszło.
Najwyżej oceniam rekord Ireny Szewińskiej 49,28 na 400. To nadal wynik który może dać medal nawet na MŚ a w Europie raczej pewny. Może tam jakaś Rosjanka jest w stanie w Europe tak pobiec ale nawet to z wysiłkiem.
Wynik Ludwiki Chewińskiej 19, 58 w kuli na drugim miejscu. W każdych współczesnych zawodach to ścisły finał i ocieranie się o medal. Co prawda RŚ Lisowskiej to aż 22,63 ale kto teraz pcha kulę tak daleko? Wynik 20 metrowy to pewny medal.
Trzeci to wynik poniżej 8,10 na 3000 z przeszkodami Bronka Malinowskiego. W świecie to może niewiele ale w Europie to nadal niezły wynik. Trochę to zaciemnił rekord Europy tego afrykańskiego Francuza 8,01 ale to wyjątek. W świecie to wiadomo, że jest cała horda Kenijczyków z rekordami lepszymi.
Najmniejszą wartość ma moim zdaniem ma ten Bronka na 5000.13,17, żeby liczyć się w świecie trzeba biegać przynajmniej w granicach 13,00 albo niewiele ponad to. RŚ Bekele to 12,37,35 więc dużo brakuje. W Europie to też nie jest żadna rewelacja.
Oczywiście możecie ze mną się nie zgadzać a nawet liczę na to. Może spróbujecie jakieś inne rekordy zanalizować. Tylko na litość Boską nie idźcie na łatwiznę i nie analizujcie rekordu Anity Włodarczyk.
